środa, 23 października 2013

8. Wyprawa do Dobie i nowe znajomości....

8. Wyprawa do Dobie i nowe znajomości....

Nasza zwarta grupka, składająca się z Anny, Tamao, Mortiego i oczywiście Yami, teleportowała się do Tokio. Wiadomo kto ich tam przeniósł, ale Anna trochę pomogła przyjaciółce, uznała bowiem, że sama może sobie nie poradzić, bo zużyła dużo foryoku na wcześniejsze teleportacje. Z jej nowym różańcem było znacznie łatwiej. 
Wszyscy zdawali sobie jaką mają misję, w szczególności Anna. Ona miała dostarczyć Senji Ryakketsu ( z mangi inna nazwa Księgi Szamanów ) Yoh, ma się dzięki temu stać silniejszy. 
Yami też była nieźle zdeterminowana, chciała się już dostać do Dobie i porozmawiać sobie na poważnie z Radą Szamanów, a w szczególności z Goldvą, była na niego ( tylko w anime, to kobieta -,-) wściekła za to, że nie mogła brać udziału w Turnieju. W ogóle tego nie rozumiała, inni szamani z całego świata mogą brać w nim udział, tylko ona nie może. W cholerę to wszystko.
Manta też nie lepszy, bardzo chciał się zobaczyć z przyjaciółmi. Podczas wizyty w Izumo Morti, Tamao i Yami zbliżyli się do siebie. Narri stwierdziła, że nie są tacy źli... No ba, ona nie ufała prawie nikomu, bo nie miała nikogo takiego. Cały czas żyje w ciągłych tajemnica, może to dlatego, a może nie. Któż to może wiedzieć...

Po pewnym czasie dotarli na lotnisko i jakież był zdziwienie Anny gdy zastali tam Jun z Lee Pai Longiem.
-Witaj Anno- przywitała się Jun z charakterystycznym dla niej uśmiechem wypisanym na twarzy.
-Ohayo. Co tutaj robicie ?-zapytała nieufna blondynka
-My do Dobie
-My też- odpowiedziała Yami, tym razem.
-A tak właściwie kim ty jesteś ?- zwróciła się Doshi do czarnookiej, brunetki.
-Nazywam się Yami Narri i też zmierzam ku Dobie, tak jestem szamanką- odpowiedziała od niechcenia dziewczyna
-Ale nie masz dzwonka wyroczni ?- zapytał tym razem Pai Long
-Bo ona go nie potrzebuje, ale nie ważne...- odpowiedziała za denerwującą się już szamankę

Itako rozejrzała się w około i stwierdziła, że nie ma Mortiego 
-Gdzie ten maluch się krząta ?!
-Tutaj jestem Anna-sama- krzyknął z przerażeniem Manta. Albowiem był na rękach Fausta VIII, jednego z legendarnych nekromantów i czarnoksiężników cmentarnych, był potomkiem Fausta I i to on pokonał Yoh  w jednej z walk odbywających się w rundzie pierwszej.
-Czego chcesz Faust ?-zapytała ze świętym spokojem Anna, mimo iż w środku jej się gotowało. On przysiadł się na przeciwko stołu i nadal z Mortim na kolanach zaczął rozmowę.
-Wiesz, że szukam Dobie, ale niestety nikt nie chce mnie w drużynie. Jeżeli mnie przyjmiesz, to będę walczył po stronie Yoh- powiedział z bladym uśmiechem.
-Dobrze, ale masz też chronić mnie i tą brunetkę obok mnie, nazywa się Yami Narri-odpowiedziała Anna, a Naari skarciła ją spojrzeniem, jednak ta sobie nic z tego nie robiła.
-Narri, hmmm.. Skądś to nazwisko znam, ale nie ważne. Zgadzam się na twoją propozycję
-Dobrze a teraz odstawa Mortiego-chan -powiedziała srogo brunetka obok Anny, a itako po chwili dodała :
-Mam taką siłę, że mogę Cię zgnieść, ale nie zrobię tego, bo na pewno się przydasz. Podobno chcesz odzyskać ducha Elizy (Elaizy)?
-Tak to prawda, bardzo mi na tym zależy- odpowiedział czarnoksiężnik
-Dobrze, może Ci ją przywrócę - odpowiedziało szorstko medium z twardym spojrzeniem.

Yami :

Anna tylko zgrywa teraz taką twardą. Ja wiem, że ona to zrobi nawet i bez tego. Jun po chwili namysłu zaproponowała :
-A może wyruszymy razem do Dobie ? Co Ty na to Anno ?
-Czemu by nie ....
-No więc dobrze. Poczekajcie chwilę zaraz załatwię na samolot- powiedział zielonowłosa i ruszyła z Pai Longiem przed siebie
-Anna-sama, czyś ty oszalała. Faust jest nienormalny, no tylko spójrz !!!!- wybuchł blondynek
-Oj nie jest tak źle- odpowiedziała
-Nie ni coś ty- mruknął i dodał po zastanowieniu :
-Kto normalny stoi na rękach i robi pompki !!!!
-Niektórzy tak robią- wtrąciłam się do dyskusji. A , że mały nie miał już żadnych argumentów to się przymknął.
Po paru minutach wróciła zielonowłosa Chinka z rodu Tao. Wiedziałam to, bo Kyoyama wysłała mi to telepatycznie.
-No już mamy zorganizowany samolot, możemy lecieć- powiedziała z uśmiechem
-No dobrze- odburknęłam, wolałam lecieć na Shi, ale Anna-kun by się pewnie nie zgodziła. Moja Anielica też mi to już w myślach proponowała, ale po chwili zrezygnowała ze swojego pomysłu.
Na lotnisku czekał już na nas samolot, wsiadał i dostrzegłam, że w środku był bardzo luksusowy, ale ja tak niezbyt lubię. Mi wystarczy namiot w lesie...
Lecieliśmy tą kupą złomu jakieś parę godzin, nie wiem ile nie liczyłam.
Jak wylądowaliśmy na pustyni to oceniłam po słońcu, że jest koło 17 z minutami.


Anna:

Nareszcie dolecieliśmy, chociaż w samolocie nie było źle, tak jak myślałam...
Ustawiłam się z resztą przy drodze i wystawiłam kciuk na auto-stopa, zatrzymał się po nas Bili :
-Chcecie by was podwieźć ? -zapytał z uśmiechem
-Tak, a Ty penie jesteś Bili - wsiedliśmy i pojechaliśmy....


***

W końcu się przełamałam i napisałam te wypociny, są pewnie pełne błędów, ale musiałam dodać, bo nie wiem kiedy następnym razem się zmobilizuje ...

Pozdrawiam i czekam na komentarze 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz